nie wszystko musi być na zawsze
Kiedyś wydawało mi się, że tak wygląda przyjaźń, ale błądziłam. Tygodnie osnute rozmowami o niczym, życie na ciągłym stand-by, jakby wszystko kręciło się tylko wokół tego. Były sny i plany, nigdy niezrealizowane. Coś mnie wstrzymywało. Wewnętrzny głos podpowiadał, że niektóre przyjaźnie nie są na całe życie. Nie muszą takie być.
Świat nieustannie się rozszerza. Nabiera prędkości. Poznajemy nowych ludzi, a dzięki nim poznajemy także siebie. Rozluźniamy więzy, w tym samym czasie zacieśniając te z samymi sobą. Nie godzę się już na powierzchowność, na jednostronność. Na brak rozwoju. Na bycie na czyjeś zawołanie, a potem na miesiące milczenia. I znów wszystko od nowa, jak gdyby nigdy nic. Ten rytm zawsze był męczący, zawłaszczał. Powodował przepaść. Ilekroć próbowałam ją przeskoczyć, trafiałam w pustkę.
Dzisiaj wiem, że to był proces.
Noszę wspomnienia tamtych dni, wgrane kadry utraconych fotografii, kilka wierszy.
I to będzie musiało wystarczyć.
- To okrutne - mówisz.
Odpowiadam, że to prawdziwe.

Bardzo bliski mi ten tekst – i rytmem, i prawdą, którą trzeba było sobie wypracować przez długi czas milczeń, prób, łagodnych zrywów. Też już nie wierzę w przyjaźnie „na zawsze”, jeśli „na zawsze” ma znaczyć – za wszelką cenę, nawet wbrew sobie. Ale długo się tego uczyłam.
OdpowiedzUsuńMam w sobie sporo czułości dla przeszłości, nawet tej, która rozpadła się po cichu. I trochę melancholii za tymi rozmowami o niczym – może dlatego, że nic już z nich nie zostanie, tylko rozmyte obrazy, kilka niedokończonych zdań.
Ale też – coraz mocniej wiem, że nie da się być wciąż na stand-by dla kogoś, kto nie potrafi zbudować trwałości choćby na jedną chwilę.
Wiesz, noszę takie przyjaźnie jak wyblakłe listy – nie wyrzucam, ale już nie czytam ich co wieczór.
PS
I tak, to nie musi być na zawsze. Wystarczy, że było.
Pięknie napisałaś o tym stanie - "wyblakłe listy – nie wyrzucam, ale już nie czytam ich co wieczór." U mnie ten proces podobnie trwał długo, a nawet zbyt długo. Bo niektóre straty są jednak inne, nieobecność woła o te kilka słów o niczym, o poniedziałkach i szumie wiatru za oknem. Zostaje pustka do wypełnienia i człowieka wypełnia ją, czymkolwiek może.
UsuńA teraz szukam - jeśli w ogóle nosi to znamiona poszukiwania - czegoś innego, głębszego, nienachalnego w swoim istnieniu. Bezpiecznej przystani. I choć może pragnę za dużo, to cóż, wmawiam sobie, że przynajmniej czegoś jeszcze pragnę.
Dziękuję - że jesteś, gdy jesteś.
Od czasu do czasu trzeba mnie szturchnąć, bo życie mnie zapętla w sobie.
Usuń