Rozpętanie. Poetycki manifest pisany drobnym ściegiem / "Rozpętanie" Anna Błasiak (recenzja)
„Bądź miła, bądź grzeczna. Zachowuj się. Nie spóźniaj. Nie jesteś chłopcem.” – fragment wiersza otwierającego „Rozpętanie / Deliverance”, tom Anny Błasiak wydany przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi 2024, z powodzeniem mógłby stać się hasłem przewodnim kampanii przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć. Tymczasem został umiejscowiony w książce poetyckiej, której wartość zdaje się być niemierzalna.
Poezja Anny Błasiak zapada bowiem w człowieka głęboko. Dotyka miejsc, które jako kobiety nosimy w sobie od najwcześniejszych lat dzieciństwa, dorastania. To właśnie tam, na planach alternatywnych światów, jesteśmy zwykle małe i bezbronne, a przez pryzmat płci nazbyt często traktowane jak obiekt wyłącznie cielesny, acz bezosobowy. „Zawsze sztywniałam w objęciach wujków. | Odprężenie tylko przy kobietach i dziewczynkach.” [„(W)od(d)(a/ech)”, s.23]. Obraz ten niejako burzy nie tylko rosnąca świadomość podmiotu, ale i odkrywanie własnej seksualności. A ta osadza się w książce na poziomie niemal komórkowym.
Mniej lub bardziej zauważenie, podmiot wyrywa się z ciasnych oków dyskryminacji, porusza istotne aspekty istnienia jednostki w oderwaniu od cielesności, przy jednoczesnym pielęgnowaniu jej wartości. Dewaluacja jest tutaj stała, wybija się przed szereg, niosąc w sobie wartości ujemne tak dla podmiotu, jak dla czytelnika. Nie sposób bowiem przejść obojętnie obok przejawów dyskryminacji jednostki, braku akceptacji w środowisku rodzinnym, jak również na polu społecznym. „Wszystkich gejów trzeba wysłać na bezludną wyspę” | mówi wujek D.” [„Cios za ciosem”, s.37]. Mimo to podmiot odnajduje w sobie siłę, wznieca bunt, któremu kibicujemy z poziomu wygodnych kanap.
W utworze „Dobre rady” (s.75) autorka mówi „Lepiej o tym nie mów. | Jeśli ci zależy na tej posadzie, bądź cicho. | Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć.”. Dewastujący ładunek pozornie prostych słów uderza niekiedy ze zdwojoną siłą, zostaje w człowieku jak uśpiona bomba, czekająca tylko, aby wybuchnąć. A w poezji Błasiak bomby te wybuchają na każdym kroku, niemal w każdym wierszu. Autorka z gracją i niebywałą umiejętnością wplata w wersy prozę życia, a podmiot uchyla się kolejnym ciosom z naiwną wiarą w uwolnienie siebie oraz swojego głosu.
„Deliverance” nie jest jednak książką zamkniętą wyłącznie w pryzmacie wykluczenia i poszukiwania tożsamości. Można znaleźć w niej chwile na odpoczynek, na zatrzymanie się w biegu. W wersach poetki nie brakuje delikatności. Celebrowania poczciwego „tu i teraz, bo razem”. W utworze „*** My one / Moje kochanie...” (s.59) autorka mówi: „Moje kochanie o włosach niewłosach | O włosach, w których rozkręcają się niespodzianki | O włosach przeplecionych światłem” (…) Moje kochanie o piersiach jak polana w lesie | O piersiach jak słodki dym”, przekraczając przy tym granice intymności. Nie zawstydza czytelnika, a przenosi go w rejony swoistej baśni, w której nie ma już zewnętrznego świata, mówiącego NIE WOLNO. I trzeba przyznać, że w tej intymności Błasiak osiąga mistrzostwo.
Warto jednak zaznaczyć, że autorka przenosi nas do tego świata rzadko, dbając o to, byśmy jako czytelnicy nawet na moment nie zapomnieli, że w tym uniwersum tak naprawdę nigdy nie można odpocząć od zmagań z codziennością.

Poetka na przestrzeni całej książki niezmiennie bawi się językiem, używając go jako budulca dla tożsamości podmiotu. Wczytując się w jej poetykę, przestaje mieć znaczenie, czy mówimy po polsku, angielsku, czy może wiersze zawijają się w osobliwe spirale – najważniejszym pozostaje głos dochodzący z wewnątrz. A jest to głos jeszcze wątły, krygujący się na zapleczach księgarń, lecz już odważnie mówiący o tym, co boli i co straszy w ich ciemnych zakamarkach – „Czekam do późna, mniej ludzi. | Chowam książkę w stercie do kupienia. | Skradam się do kasy. | Dwie kasjerki patrzą po sobie znacząco.” [***, s.44]
Rozpatrując książkę Anny Błasiak pod kątem poetyckim, nie sposób pominąć także stojących na równi z nią fotografii autorstwa Lisy Kalloo. Czarnobiałe przestrzenie, pryzmaty, perspektywa izolacji tak boleśnie łącząca się z tematyką całego tomu. Tytułowe „Rozpętanie” to wszak broń obosieczna – jednocześnie ukazuje proces wyzwalania się z kieratu rodzimego kraju lat 80. XX wieku, jakże opresyjnego względem inności, przy okazji dosłownie rozpętując dyskusję na temat tego, czy miłość ma płeć i jakie są – o ile są w ogóle – jej granice.
To książka nad wyraz feministyczna, pisana przez kobietę dla kobiet – tych młodszych, tych starszych. Tych poszukujących swojego głosu, który ginie czasem w natłoku dnia. Z dozą ostrożności można dodać, że także dla siebie – by oddać godność temu, co utracone w procesie zdrowienia.
Doświadczanie poezji w wydaniu takim, jakie serwuje Błasiak to czysta przyjemność i obawa, czy prześlizgując się po jej zakamarkach, uda się wydobyć to, co w niej najpiękniejsze – ogromną czułość wobec kobiecości i niekwestionowaną odwagę do pozostawania w zgodzie ze sobą.


Komentarze
Prześlij komentarz